Z wileńskiego albumu

W Wilnie powstało pierwsze hospicjum na Litwie. Na pomysł jego założenia wpadł kardynał Audrys Juozas Baczkis, ale spiritus movens całego przedsięwzięcia, jak trzeba to generałem, jak trzeba to Aniołem Stróżem była siostra Michaela Rak ze Zgromadzenia Jezusa Miłosiernego. 16 czerwca br., w uroczystości otwarcia placówki, wzięli udział goście z całego świata, wśród nich delegacja gdańskiego Hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza SAC oraz Fundacji Hospicyjnej.

 

 

W Wilnie byłam po raz pierwszy i bardzo krótko. Jednak wystarczająco, by zrozumieć Miłosza i jego przywiązanie do tego miasta, przez stulecia domu wielu narodowości. Polakom Wilno kojarzy się z romantykami, ale także z międzywojniem, kiedy przyłączone oficjalnie do Rzeczypospolitej stało się ważnym ośrodkiem naukowym i kulturalnym na Kresach.

Do Wilna Siostra Michaela przyjechała 4 lata temu, bogata w doświadczenie współtworzenia, a potem prowadzenia Hospicjum św. Kamila w Gorzowie Wielkopolskim. Wydawało się, że raz przetarta ścieżka będzie dużo łatwiejsza. Wprawdzie za kapitał początkowy miały posłużyć jedynie słynne 3 złote, przekazane Jej na odjezdnym przez znajomą kwiaciarkę, ale to nie skromność sumy zaważyła na problemach, które piętrzyły się praktycznie od początku. Dużo trudniejszymi okazały się bariera językowa i nieznajomość miejscowych realiów. Na potrzeby powstającego hospicjum władze kościelne przeznaczyły zrujnowany budynek administracji więzienia, które do 2005 roku mieściło się w sąsiadującym kościele Serca Jezusowego, jedynej świątyni katolickiej na Litwie wzniesionej na planie krzyża greckiego. Przed wojną mieszkały tu siostry wizytki, a w latach trzydziestych Eugeniusz Kazimirowski na zlecenie ks. Michała Sopoćki namalował słynny obraz „Jezu Ufam Tobie”. Miejsce na mapie duchowej Wilna było więc szczególne, jednak nie zawsze wyjątkowa historia wystarcza, by dobra współczesność miała łatwo.

Ślady polskości w litewskim dziś Wilnie widoczne są na każdym kroku. W nazwach ulic, pomnikach, miejscach świętych dla obu nacji, nawet w restauracyjnych kartach dań. Dyskretna rozmowa po polsku może wywołać komentarz i błyskawiczne włączenie się do niej przypadkowego świadka, na oko z pewnością niepamiętającego nawet obalenia berlińskiego muru. Jednocześnie dla polskiego turysty jest to wyraźnie zagraniczne miasto, tętniące życiem całą dobę, odmienne w wystroju i panującej modzie.

Łatwo nie było. Dom, w którym miało powstać hospicjum, zamieszkały głównie przez szczury i koty, był kompletną ruiną. Brakowało podłóg, odpadał tynk, za to wszechobecna była wilgoć. Bardzo szybko okazało się, że niezbędne jest wzmocnienie konstrukcji budynku, słowem remont od fundamentów aż po dach. Pierwszy inspektor budowlany chciał się dorobić tanim kosztem i prace postępowały głównie na papierze. Inżynier budowlany Paweł Mażolis, poproszony jedynie o konsultację, złapał się za głowę i przejął kierownictwo remontu. W samą porę, odtąd „pilnował każdego centymetra i każdego lita”. Budynek przedłużono o szyb dla windy, dobudowano mansardę, wstawiono wszędzie drewniane drzwi i okna. Powstało niezwykłe 500 m2 z miejscem na 16 łóżek, pomieszczenia socjalne, kaplicę i specjalny pokój z „widokiem na Wilno". Piękno przedsięwzięcia najlepiej widać w takich szczegółach.

Wileńskie kościoły to temat na książkę. W sposób naturalny pierwsze kroki skierowałam w stronę Ostrej Bramy z cudownym obrazem Madonny, koronowanej przed laty na Królową Korony Polskiej. W Jej kaplicy bije polskie serce Wilna. Ale teraz już nie wiem, która z obejrzanych świątyń zapadła mi najgłębiej w sercu. Św. Anny, którą Napoleon ponoć tak ukochał, że chciał przenieść do Paryża? Uniwersytecka Św. Janów, pachnąca mieszaniną ziół z przewagą mięty, szykowna jak na Pierwszą Komunię? Odwiedziłam tylko jedną cerkiew, nie zdążyłam do synagogi, ominęłam karaimską kienesę. Wilno to miasto, w którym dusza czuje się znakomicie.

Pomocników Siostra miała wielu. Spadali trochę jak deszcz meteorów, przyciągnięci hospicyjną ideą i charyzmą Przewodniczki, ale dzisiaj sami już nie pamiętają dobrze, jak to właściwie się stało, że w jednym miejscu i w jednym czasie nagle znalazło się ich tylu. Historyk Tadeusz Andrzejewski – w poprzedniej kadencji doradca premiera Litwy ds. mniejszości narodowych, człowiek od spraw trudnych i rzeczy niemożliwych. Tłumacz Kazys Linka – „język państwowy” Siostry, Witold Ząbkiewicz – „złota rączka”, Ludosław Adamowicz – wolontariusz medyczny i kierowca, jego mama Anna – nauczycielka, przewodniczka i popularyzatorka kultury kresowej. Nie sposób wymienić wszystkich.

Dotarłam na Rossę, obowiązkowy przystanek polskich wycieczek. Położony malowniczo na wzgórzach cmentarz ma zabytkowy charakter – pierwsze groby stawiano tu już na początku XIX wieku. Nieopodal Lelewela, Syrokomli, Euzebiusza Słowackiego, Moniuszków i innych znanych bardziej lub mniej, mających swoje pomniki z wyraźnym liternictwem, uderza ogromna liczba grobów zdewastowanych i opuszczonych, którym kłania się jedynie porastająca je trawa…. Na wszystkich znanych mi cmentarzach panowała cisza, na Rossie groby opowiadały historie, często bolesne.

– Kiedy człowiek choruje na nowotwór, każdy dzień może być umieraniem. Hospicjum to zmienia i sprawia, że każdy dzień jest życiem w pełni – wyjaśniła dziennikarzom siostra Michaela. Wiolecie, Emilii, Gabrysi, Lorii i Nastii, harcerkom z polskiego Gimnazjum im. Jana Pawła II w Wilnie, tego tłumaczyć nie trzeba. Przejęte opowiadały, jak bardzo lubią przychodzić do hospicjum. – Pomoc ma się we krwi – tłumaczyły.

Andrzej, z zawodu inżynier mechanik, wolontariuszem został dzięki ogłoszeniu w gazecie. – Wiara nie jest czymś najważniejszym, co łączy i przyprowadza tu ludzi, ale wyczulenie na drugiego człowieka.

W dzielnicy Zarzecze paręnaście lat temu proklamowano samozwańczą republikę (Użupio Respublika), ojczyznę wszystkich niepodległych duchem. Ten wileński Montmarte paryskiego blichtru pozbawiony jest całkowicie. W centrum dzielnicy, na murze przy ulicy Paupio można w dziewięciu językach przeczytać użupiańską konstytucję. Jej początek napisać musiał jakiś poeta: „Człowiek ma prawo mieszkać obok Wilenki, a Wilenka płynąć obok człowieka”. Jeśli wierzyć Miłoszowi, to raz nad nią zamieszkawszy, tak naprawdę nigdy już odjechać nie można.

Uroczystość otwarcia hospicjum, noszącego imię błogosławionego ks. Michała Sopoćki, zaczęła się o 14.30 na tyłach budynku. Dzięki pięknej pogodzie bez przeszkód można było sprawować i uczestniczyć we Mszy św., koncelebrowanej przez nuncjusza papieskiego na Litwie Luigi Bonazziego, kardynała Baczkisa oraz 21 księży. Drugą część obchodów przeniesiono na wieczór do Domu Polskiego. Wileńskie hospicjum nie powstałoby bez hojności licznych darczyńców, którym wówczas podziękowano serdecznie i uhonorowano wielkim piernikowym sercem z napisem po litewsku „dziękuję”. Niezwykle symbolicznym był fakt, że wręczała je pani Inga, pierwsza pacjentka domowego hospicjum na Litwie, która siostrę Michaelę poznała 2 lata temu. – Już nieraz tak było, że przestawało mnie boleć, kiedy do mnie przyjeżdżała – przyznała w krótkiej rozmowie przed uroczystością.

Na budowę hospicjum poszło około 4 milionów litów. Imponująca lista wszystkich ludzi i instytucji, które złożyły się na powstanie placówki przy Rasu 4, zawisła na półpiętrze hospicjum, ku pamięci i na wzór. – Nam to wyszło, Siostro! – miał powiedzieć szczęśliwy Paweł Mażolis, kiedy już było jasne, że dzieło odbudowy z pewnością doprowadzą do szczęśliwego końca. Wyszło, wyszło, i to jak!

 

 

Przekaż darowiznę online

kwota:

Fundacja Hospicyjna

Numer konta bankowego
72 1540 1098 2001 5562 4727 0001
KRS 0000 201 002
OFERTY PRACY
WSPIERAJ NAS

CHARYTATYWNE KARTKI ŚWIĄTECZNE

 

Wolontariat opiekuńczy

 

Rocznik

 

WSPIERAMY UKRAINĘ

 

Numer konta bankowego
92 1540 1098 2001 5562 3339 0008 
Prosimy o wpłaty z dopiskiem - Ukraina.

Księgarnia

MIASTO GDAŃSK

 

Tumbo Pomaga i Szkoli

Tumbo Pomaga Dorosłym i Dzieciom

Akademia Walki z Rakiem

Mój osobisty plan zdrowienia

Droga do równowagi

Sfinansowano ze środków Miasta Gdańska